Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? Listem? Pan się myli! — powtórzyła. — Przecież nie widać na niej żadnego pisma!
— Racja, zewnętrznie nie widać, lecz zato wewnątrz.
— Wewnątrz? Jakżeto?
— Skóra składa się z dwóch kawałków.
— Niemożliwe! Przecież to dałoby się wyczuć.
Pshaw! Leżą przed nami, doskonale wygarbowane, sklejane kawałki skóry niedźwiedziej. Jeden jest listem, drugi kopertą.
— Pocóż koperta?
— By się pismo nie zatarło.
— Przecież można było list poprostu zawinąć!
— Koperta odgrywa jeszcze inną rolę, która mnie niepokoi.
— Co pan ma na myśli?
— Indjanin, który wysłał ten list, jest wrogiem pani i pani męża. W jaki sposób wręczono pani tę skórę?
— Nie było mnie w domu. Oddawca kazał powiedzieć, że przynosi wiadomość dla squaw Nana-po, i ulotnił się. Zaczęłam go szukać, ale opuścił miasto.
— A więc mam rację! Badanie zawartości listu i zorientowanie się w jego treści zabrało sporo czasu; Indjanin wykorzystał go na ucieczkę. List nie przyniesie pani pomyślnych wieści.
— Wielkie nieba! Gdybym go mogła przeczytać!
— Mogę to uczynić.
— Byłby to cud prawdziwy! Dotychczas nikt nie umiał się w indiańskich figurach zorientować.
— Bo do rozwiązania zagadki zabierali się ignoranci. Czy pani wie, co należy rozumieć przez „skórzane ostrza“?
— Nie.

158