Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i gwałtownego namawiania do pobożności. Gdy widzę człowieka, który formalnie rozpływa się w namaszczeniu, jak ten oto kaznodzieja, zaczyna mi świerzbić ręka i rodzi się ochota udzielenia mu namaszczenia zupełnie innego rodzaju. W podobnych wypadkach nie mogę nigdy zapomnieć bajeczki o wilku w skórze owczej...
Nie miałem najmniejszej ochoty do przejrzenia wręczonych mi papierów. Jednakże prócz spojrzenia prayermana poczułem na sobie również wzrok gospodarza i kelnera. Nie chcąc narazić się na podejrzenia, że jestem bezbożnikiem, zacząłem przerzucać kartki. Były to kazania i nabożne przemówienia w angielskim i niemieckim języku; oprócz tego zobaczyłem małe książeczki do nabożeństwa i zbiorki pieśni, których tytuły zrobiły na mnie odpychające wrażenie. Brzmiały one. Pohańbienie parszywej owcy“, Psałterz pięciu strun duszy“, Pioruny z ambony przeciw przeklętym żmijom ludzkim“, Religijna luneta dla odkrycia drogi do wieczności“. Może to dziwaczne, ale tego rodzaju tytuły oburzają mnie zawsze. Mowa ludzka powinna mieć dla najwyższego skarbu człowieka najszlachetniejsze, najczystsze słowa; zaś ją deptano i poniewierano w sposób niesłychanie trywialny. Tylko jeden tytuł małego zeszycika nie budził we mnie wstrętu; brzmiał jak następuje: Sześć wzruszających utworów wierszem na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Zielone Świątki“.
Zeszycik kosztował sporo, pełne dwadzieścia pięć centów! Zaznajamiając się z treścią, postanowiłem zeszycik zatrzymać; odsunąwszy resztę utworów! nabok, położyłem pieniądze na stół. Po chwili prayerman podszedł, zgarnął pieniądze i resztę utworów, i rzekł:

112