Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łaskaw opisać nam Old Shatterhanda. Czy to człowiek wysoki, barczysty? A, jakie ma oczy, brodę? Jak się ubiera, jaki ma głos, chód?...
— Dosyć, dosyć! — rzekłem z uśmiechem. — Któż potrafi spamiętać tę pytania!
— Racja! Jestem zbyt niecierpliwy.
Po tych słowach wstał, ukłonił się nisko i rzekł:
— Pozwoli pan, mylordzie, że będę pytać pokolei. A więc, czy jest wysoki?
— Mniej więcej mego wzrostu.
— Barczysty?
— Mniej więcej jak ja.
— Hm! Muszę zauważyć, że mój głos wewnętrzny mówi mi, iż jest znacznie wyższy i szerszy w plecach, aniżeli Pan. Jak się trzyma?
— Prosto — jak sosna.
— Jaki ma chód?
— Biega na dwóch nogach, jeździ konno — na sześciu.
— Błagam, niech pan nie żartuje! Wielbię tego człowieka; nie mogę go tak lekceważyć. Jaki ma zarost?
— Wąsy i małe faworyty.
— Więc również taki sam, jak pan. A ubranie?
— Skórzane, trapperskie.
— Przybrane włosami ludzkiemi?
— Nie; czerwonemi frendzlami ze skóry.
— No tak. Wiadomo, że nie uznaje zwyczajów indiańskich w dziedzinie barbarzyńskich oznak zwycięstwa. Rozmawiał pan z nim?
— Tak.
— O czem?
— O różnych sprawach.
— Opowiadał panu swoje przeżycia?

105