Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znam swoje obowiązki; mylordzie, i mam dla pana najgłębszy, płynący z serca szacunek. Mimo to muszę ku swemu ubolewaniu oświadczyć, że postanowienie moje jest niezłomne.
— Dlaczegóż ma je pan wykonać właśnie dziś?
— Old Shatterhand gotów jutro wyjechać.
— Ależ pan sprawi mi dziś tą wyprawą ogromny kłopot!
— Wiem o tem, jednak nie jestem w stanie nic poradzić. Mówiłem już panu, że się wybieram na Zachód; i że wszystko; co z tym wyjazdem pozostaje w jakimkolwiek związku, stawiam ponad swój zawód.
— Cóżto ma wspólnego z Old Shatterhandem?
— Proszę nie pytać, gdyż odpowiedź jest zbyt prosta. Poproszę Old Shatterhanda aby mnie zabrał ze sobą na Zachód.
— Czy to pewne, że się tam wybiera?
— Oczywiście! Dokądże miałby jechać? Westman tego typu, co on, musi jechać na Zachód.
— Równie dobrze może stamtąd wracać.
— Nie. Jakiś głos wewnętrzny mówi mi, że Old Shatterhand ma właśnie zamiar ruszyć na Zachód. Lepszej sposobności do wykorzystania mego planu nie znajdę nigdy.
— Ale lepszej sposobności do przydania mi się tu na coś i do zarobienia pieniędzy nie miał pan również.
— Pieniądze są dla mnie w tej chwili rzeczą mniejszej wagi.
— Przypuszcza pan więc, że Old Shatterhand pana zabierze?
— Jestem tego pewien.
— Człowieku, co też pan wygaduje!
— No?

101