Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Swoje dwadzieścia talarów a nasze wspólne dziesięć guldenów? Jesteś niezwykłym człowiekiem! Ja nie postąpiłbym również inaczej. Dałbym jej tyleż. A co dostała stara?
— Pieniądze, które byty przeznaczone na naszą podróż.
— Wszystkie?
— Tak.
— Ileż ich było?
— Nie wiem.
— Nie wiem! Wspaniała historja! Wyrzuca ostatni grosz! Cóż teraz, poczniemy, z czego będziemy żyli?
— Ile masz jeszcze pieniędzy?
— Dokładnie nie wiem.
— To zbyteczne. W każdym razie, to co masz jeszcze, wystarczy, abyśmy obydwa mogli przenocować w Bleistadt.
— Tak. A później?
— Potem wrócimy do Falkenau.
— Do Frania?
— Tak.
— Do kroćset! Nie zapomniał pewnie historii z sernikiem. Czy nie możnaby tego uniknąć?
Zatrzymałem się, ująłem go za ramię i zapytałem niezwykle uroczyście:
— Carpio, czy naciągnąłeś już kogo w życiu?
— Nie — nikogo!
— Więc posłuchał mnie! Nasza podróż skończona z powodu braku pieniędzy. Ponieważ nie możemy żebrać, więc naciągnę Frania. Musi nam dać na powrót. Zgoda?
— A kto mu zwróci pożyczone pieniądze? Ty sam, czy my obydwaj?
— Ja sam.

92