Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się było zająć końmi; musieliśmy je gdzieś bezpiecznie ulokować. Znajdowaliśmy się, jak już rzekłem, nad obozem Pa­‑Utesów; wypadało więc na tratwie jechać wciąż naprzód, nawet po uwolnieniu jeńców, poczem skierować się do drugiego brzegu, aby wrogowie, ścigając nas, musieli się przeprawić przez rzekę. Dlatego należało ukryć konie w miejscu odpowiedniem, za obozem wrogów. Oczywiście, dotyczyło to także zabezpieczenia Old Cursing­‑Dry.
Przeprawiliśmy konie tratwą na drugi brzeg. Fletchera przytroczyliśmy do jego siodła. Pitt Holbers musiał zostać przy tratwie. Pojechaliśmy wzdłuż rzeki, nie przy brzegu, lecz w takiej odległości, że mogliśmy być pewni, iż nikt nas nie zauważy.
Aby wykorzystać światło dzienne, jechaliśmy galopem. W pół godziny później od obozu dzieliło nas zaledwie pół mili angielskiej. Prowadził stąd mały, ciasny zadrzewiony wąwóz. Przywiązaliśmy konie do drzew, jak również jeńca, aby nie mógł się uwolnić; nie tając wściekłości, kopał nas nogami, nim spętaliśmy go ponownie. Gdyby nie knebel, obrzuciłby nas na pewno długą serją przekleństw.

Byliśmy zmuszeni zostawić go samego bez nadzoru i udać się zpowrotem pieszo. Tymczasem zapadła noc; mrok nie przeszkadzał nam jednak — wkrótce wróciliśmy do Pitta Holbersa.

50