Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stanęliśmy na tratwie i puściliśmy ją wpław. Ja zająłem się tylnym sterem; Winnetou stał koło przedniego, szeptem rzucając mi komendę. Było tak ciemno, iż greenhorn nie ujrzałby własnej ręki przed oczami; ja jednak mogłem rozróżnić każde orzewo, na brzegu, a Winnetou na pewno widział lepiej ode mnie. Dick Hammerdull i Holbers siedzieli pośrodku tratwy i polegali na nas.
Pa­‑Utesowie obozowali po lewej stronie rzeki; dlatego trzymaliśmy się blisko prawego brzegu. Prąd był silny. Jechaliśmy więc szybko. Skoro Winnetou uznał, że zbliżyliśmy się dostatecznie do obozu, wylądowaliśmy na lewem wybrzeżu, w miejscu, gdzie można było ukryć tratwę między zwisającemi gałęziami. Zaznaczam, że na lewym; wprawdzie chcieliśmy następnie uciec na prawy brzeg, ale uprzednio, na lewym, oczekiwało nas ciężkie zadanie.
Winnetou oddalił się na przeszpiegi. Wrócił po dwóch godzinach i zameldował, że sytuacja pomyślna. Grobowiec będzie skończony około północy, i od tej chwili tylko wódz będzie się tam znajdował. Budowla wznosi się w oddaleniu niespełna trzystu kroków od obozu. Śmiały Apacz dotarł nawet prawie do samego półwyspu, aby później pewnie i dokładnie kierować tratwą.

Leżeliśmy cicho wśród gęstych krzaków, aż do północy. Naraz Winnetou szepnął:

51