Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kał brata swego, Niedźwiedziego Serca, nazwał się Niedźwiedziem Okiem. Nie odnalazł go, ale nie spoczął w poszukiwaniach. Teraz jest wodzem Apaczów.
Uff!
W tym jednym okrzyku była cała pełnia wdzięczności, ukochania i zadowolenia. Nikt na świecie nie potrafi tak, jak Indjanin, wyrazić ogromu uczucia w jednym, jedynym dźwięku.
Mały strzelec ciągnął dalej:
— Juarez rozporządza obecnie odpowiedniemi środkami i może wystąpić skutecznie przeciw Francuzom. Stany Zjednoczone posłały mu kilka miljonów dolarów. Apacze zawieźli je przez kraj Komanczów prezydentowi, który bawi w Paso.
Uff! — zawołał Indjanin. — Czy mały biały człowiek był przy tem obecny?
— Tak jest.
— Więc jesteś przyjacielem mego brata?
— Tak.
Uff! W takim razie będziesz i moim!
Indjanin wyciągnął do André’a rękę; mały ją uścisnął.
— Zawieźliśmy pieniądze Juarezowi — ciągnął dalej. — Juarez ruszył natychmiast na czele wszystkich swych ludzi przeciw Francuzom. Będzie ich niszczył po drodze, potem pomaszeruje na Chihuahua, aby zająć miasto. Ponieważ Francuzi wysłali z Chihuahua trzystu ludzi, miasto będzie musiało się poddać.
— Dlaczegóż nie pozostał pan przy Juarezie? — zapytał Sternau.

125