Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wysłał mnie w kierunku Chihuahua na zwiady. Właściwie przeznaczony był do tego Czarny Gerard, ale uprosił Juareza, aby mógł się udać do Guadelupy; ma tam znajomych, których chce ochraniać.
— Któż to taki ten Czarny Gerard?
— Sławny strzelec. Z pochodzenia jest Francuzem, ale ukochał swą przybraną ojczyznę.
— Powiadacie, że ten Gerard jest teraz w Guadelupie? Jak to daleko stąd? Dwa dni drogi, nieprawdaż?
— Mniej więcej. Pojutrze po południu możecie tam dotrzeć.
— Gdzież można znaleźć Juareza?
— Na południe od fortu; stamtąd ciągnie na Francuzów.
— Jeżeli więc ruszymy prosto ku Guadelupie, natrafimy na jego ślad?
— Bezwątpienia.
— Więc mam nadzieję, że się zobaczymy u Juareza.
— Będę go musiał odwiedzić, aby złożyć raport. Radzę wam jednak śpieszyć do fortu i ulokować tam panie, zanim przybędzie prezydent. Trudno przewidzieć, jakie grozić mogą niebezpieczeństwa.
— Ma pan rację; zapewne usłuchamy pańskiej rady. — Niech mi sennor powie, jak się pan dostał do Ameryki? Brat nigdy o panu nie mówił:
— Jesteśmy pogniewani.
— Ach, jaka szkoda! Dlaczegóż to?
— Z powodu dziewczyny; kochaliśmy ją obydwaj. Wstąpił do wojska, korespondowaliśmy z początku ze sobą, ale listy nasze były krótkie, lakoniczne, Na tem się skończyło.

126