Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mają więcej strzał niż strzelb.
— A ilu mężów przyprowadzą wam Dżowarjowie?
— Tysiąc.
— Mają oni strzały, czy strzelby?
— Mają i jedne i drugie.
— Czy tylko wasi wojownicy tu przybędą, czy wybieracie się z waszemi trzodami w te okolice?
— Tylko wojownicy przyjdą.
— Dlaczego chcecie się bić z Haddedihnami?
— Gubernator nam tak kazał.
— On wam nic nie ma do rozkazywania; wy podlegacie namiestnikowi z Bagdadu. Gdzie są wasze konie?
— Tam.
— Jesteście moimi jeńcami. Spróbujcie uciec, to was na miejscu zastrzelę. Nacar, przyjdźcie!
Tamci dwaj nadeszli.
— Przywiążcie mocno tych dwóch mężów do swoich koni!
Obeidowie poddali się losowi; wsiadli na konie, do których przymocowano ich tak, że nie mogło być mowy o ucieczce.
Za chwilę rozkazałem:
— Teraz przyprowadźcie stamtąd nasze konie i ustawcie je u wejścia do doliny. Ibn Nacar, ty zostaniesz tu w El Deradż; drugi zaś niech pomoże Halefowi odprowadzić jeńców do obozu.
Obaj Haddedihnowie oddalili się, aby konie nasze sprowadzić ze stoku doliny. Potem wsiedliśmy na konie i wróciliśmy, podczas gdy Ibn Nacar został na swoim posterunku.
— Ja pośpieszę naprzód; wy jedźcie za mną jaknajprędzej.
Po tem zleceniu spiąłem mego konia. Uczyniłem to z dwóch powodów; po pierwsze obecność moja w obozie była niezbędną, a po drugie miałem wreszcie sposobność wypróbowania tajemnicy mego konia i przekonania się do jak szybkiego biegu można go doprowadzić. Leciał lekko jak ptak przez step; szybki bieg był mu snać nawet przyjemny, bo kilkakrotnie zarżał radośnie. Nagle położyłem mu ręce między uszy — —
— Rih! — —