Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przybyłem więc do ciebie, aby to z tobą szczegółowo omówić.
— Mówię ci więc jeszcze raz: bądź pozdrowiony! Pokrzepisz się i nie opuścisz nas, aż zwołam najstarszych mego szczepu.
Ledwie w godzinę potem siedziało naokoło mnie ośmiu mężów i obrywało kawałki mięsa z barana, którego wniesiono. Ci mężowie byli najstarsi z pomiędzy Abu-Mohammedów. Powiedziałem im otwarcie, jak przybyłem do Haddedihnów i stałem się posłem ich szejka.
— Jakie propozycje chcesz nam uczynić? — zapytał szejk.
— Żadnych. Więcej lat przeszło nad waszemi głowami, niż nad moją. Nie przystoi młodszemu wskazywać drogi staremu.
— Przemawiasz mową mędrców. Głowa twa jest jeszcze młoda, ale rozum twój jest stary, inaczej bowiem Mohammed Emin nie zrobiłby ciebie swym posłem. Mów! Będziemy słuchali, a potem rozstrzygniemy.
— Ilu wojowników ma twój szczep?
— Dziewięciuset.
— A Alabeidowie?
— Ośmiuset.
— To jest razem tysiąc siedmiuset wojowników. Jest to połowa siły nieprzyjacielskiej.
— Ilu wojowników mają Haddedihnowie?
— Tysiąc i stu. Ale często sama liczba nie rozstrzyga. Czy wiecie może, kiedy się Dżowarjowie chcą połączyć z Abu-Hammedami?
— W dniu, który nastąpi po najbliższym Jaum el Dżem[1].
— Czy wiesz to napewno?
— Mamy wiernego sprzymierzeńca między Dżowarjami.
— A gdzie się mają połączyć?
— Przy ruinach Khan Kernina.
— A potem?

— A potem obydwa te szczepy połączą się z Obeidami.

  1. Dzień zgromadzenia — piątek.