Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdzie?
— Między wirem Kelab a kończynami gór Kanuca.
— Kiedy?
— W trzeci dzień po dniu zgromadzenia.
— Masz nadzwyczaj dokładne wiadomości. A potem dokąd się zwrócą?
— Wprost ku pastwiskom Haddedihnów.
— A cóż wy zamierzaliście zrobić?
— Myśmy chcieli napaść na ich namioty, w których zostawiają swe żony i dzieci i zabrać im trzody.
— Czy byłoby to mądrze?
— Chcemy zabrać tylko to, co oni nam zrabowali.
— Całkiem słuszne. Ale Haddedihnów jest tylko tysiąc i stu, wrogowie zaś mają trzy tysiące wojowników. Zwyciężyliby, wróciliby jako zwycięzcy i puściliby się w pogoń za wami, aby nietylko odebrać wam łup, ale i obecny dobytek. Powiedzcie mi, czy się mylę.
— Masz słuszność. Myśleliśmy, że Haddedihnowie zasilą się innemi szczepami Szammarów.
— Te szczepy oczekują gubernatora z Mossul, który każdej chwili może z niemi rozpocząć wojnę.
— A więc jak radzisz? Czyby nie było najlepiej gdybyśmy każdego z wrogów wytępili zosobna?
— Zwyciężylibyście jeden szczep, a oba tam te wiedziałyby zaraz, co się święci. Należy uderzyć na wrogów natychmiast po ich połączeniu się przy wirze el Kelab. Jeśli chcecie, to Mohammed Emin zejdzie w trzeci dzień po Jaum el Dżema z wojownikami swymi z gór Kanuca i rzuci się na nieprzyjaciół, podczas gdy wy zaatakujecie ich od południa; w ten sposób zapędzi się ich do wiru el Kelab.
Plan ten przyjęto po dłuższej naradzie, a potem omawiano go jeszcze bardzo szczegółowo. Na tem zeszło prawie całe popołudnie i zbliżał się wieczór; byłem więc zniewolony zostać na noc. Następnego dnia rano przewieziono mnie wczas na brzeg. Wracałem tą samą drogą, którą przybyłem.
Z zadania, które wydawało się tak trudnem, wywiązałem się więc w tak łatwy i prosty sposób, że prawdę mi wstyd było to opowiedzieć. Nie mogłem sobie przecie zarobić konia tak małym zachodem. Co mogłem jeszcze uczynić? Tak, czy nie byłoby może lepiej ro-