Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zawrócili konie i złączyli się z nami. Przybraliśmy tedy poważną postawę i jechaliśmy powoli: my naprzód, a za nami dwaj służący, Arabowie zaś objeżdżali nas wokoło, by się popisać wobec nas swą jazdą. Sztuka ich polega głównie na nagłem wstrzymaniu konia wśród największego rozpędu, przez co naturalnie konie ich bardzo się męczą i rychło zużywają. Przekonałem się przy tej sposobności, że Indjanin na swym mustangu zdolny jest dokonać sztuk daleko trudniejszych niż te, które nam Arabowie pokazywali.
Anglikowi podobały się bardzo te popisy.
— Wspaniale! Hm, ja tak nie umiem — złamałbym kark!
— Widziałem lepszych jeźdzców.
— Ah! gdzie?
— Widziałem szaloną jazdę w dziewiczym lesie amerykańskim: widziałem, jak Indjanie jeździli na nieokutych koniach po zamarzłych rzekach lub kamienistym Kamconie. To są rzeczy godniejsze podziwu, niż te popisy Arabów.
— Hm! Pojadę do Ameryki — jeździć w lasach — po zamarzłych rzekach — piękne przygody — wspaniale! Co powiedzieli ci ludzie?
— Powitali nas i zapytali, dokąd zdążamy. Prowadzą nas do szejka; nazywa się on Mohammed Emin i jest naczelnikiem Haddedihnów.
— A są to ludzie waleczni?
— Ludzie ci zawsze zwykli się nazywać walecznymi, a nawet są nimi do pewnego stopnia. Nic w tem dziwnego. Niewiasta robi wszystko, a mężczyzna tylko jeździ konno, pali fajki, rabuje, walczy, roznosi plotki i wogóle próżnuje.
— Piękne życie — wspaniałe — dobrze być szejkiem — wiele rzeczy wykopać, znaleźć fowling-bull i wysłać do Londynu — hm!
Step ożywiał się coraz hardziej. Wkrótce natknęliśmy się na Haddedihnów, którzy widocznie dopiero co skądś przybyli. Nie łatwą jest rzeczą opisać widok, jaki przedstawia szczep arabski, wybierający się w drogę w poszukiwaniu za nowemi pastwiskami.
Przeszedłem przez Saharę i część Arabji i poznałem wiele szczepów, zamieszkałych w stronach zachodnich;