Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Adjutant zniknął, a mnie wydało się, że sam dostałem bólu zębów, pomimo, że mina baszy stała się bardzo łaskawą.
— Dlaczego nie poszedłeś natychmiast za moimi wysłańcami.
— Ponieważ mnie zelżyli.
— Opowiedz to!
Opisałem mu zdarzenie. Słuchał uważnie, poczem podniósł rękę, grożąc mi.
— Postąpiłeś nierozważnie. Nakazałem to i należało ci przyjść tu natychmiast. Podziękuj Allahowi, że objawił ci sposób wyjmowania zębów bez bólu.
— A co byłbyś mi był uczynił?
— Poniósłbyś karę; jaką, tego nie wiem narazie.
— Karę? Nie uczyniłbyś tego.
— Maszallah! Czemu nie? Któżby mi w tem był przeszkodził?
— Sam padyszach.
— Padyszach? — zapyta zdumiony.
— Nikt inny. Nic złego nie zrobiłem i mogę żądać, żeby twoi aghowie byli dla mnie uprzejmi. A może wydaje ci się, że nie potrzeba uwzględniać tego tirszeh[1]. Weź i czytaj!
Rozwinął pergamin i rzuciwszy nań okiem, przyłożył go z czcią do czoła, do ust i do piersi.
— Bu-dieruldi padyszacha. Niech mu Allah błogosławi.
Przeczytał, złożył i oddał mi spowrotem.
— Znajdujesz się w gielgeda padiszahnin. Skąd przychodzisz do tego?
— Jesteś gubernatorem Mossulu! Skąd przychodzisz do tego, baszo?
— Istotnie jesteś bardzo zuchwały. Jestem gubernatorem tutejszego powiatu, ponieważ oświeciło mię słońce padyszacha.

— A ja znajduję się w gielgeda padyszahnin, ponieważ łaska jego zajaśniała nade mną. Padyszach dał mi prawo zwiedzać wszystkie jego kraje, a potem napiszę w wielkich księgach i gazetach, jak tam byłem przyjęty.

  1. Pergamin.