Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To podziałało. Wskazał mi drogi dywan smyrneński:
— Usiądź.
Następnie kazał młodemu murzynowi, który przed nim siedział pochylony, aby mu przyrządził fajkę i kawę, a dla mnie, żeby przyniósł drugą fajkę.
Przyniesiono też moje sandały, które musiałem włożyć natychmiast. Siedzieliśmy obok siebie, paląc i pijąc, jak gdybyśmy byli dawnymi znajomymi. On zdawał się coraz to większą przyjemność znajdować w mojem towarzystwie. Aby mi tego dowieść, kazał wejść obu arnauckim aghom i zapytał:
— Mieliście tego beja do mnie przyprowadzić?
— Tak rozkazałeś, panie — rzekł jeden z nich.
— Nie powitaliście go i zatrzymaliście na nogach wasze sandały. Nazwaliście go nawet niewiernym.
— Tak powiedzieliśmy, bo tak ty go nazwałeś.
— Milcz, psie, i powiedz, czy ja go rzeczywiście tak nazwałem.
— Panie ty — — —
— Milcz! Nazwałem go niewiernym?
— Nie, baszo!
— A jednak to twierdziłeś. Idźcie nadół na dziedziniec. Każdy z was ma dostać pięćdziesiąt razów na podeszwy. Oznajmijcie to tam!
Był to rzeczywiście wspaniały dowód przyjaźni dla mnie. Pięćdziesiąt razów. To było jednak w każdym razie za wiele. Przystałbym był, żeby wzięli po dziesięć lub piętnaście, wobec tego jednak musiałem się ująć za nimi.
— Baszo, rządzisz sprawiedliwie — zauważyłem.
— Twoja mądrość wzniosła, ale jeszcze wyższą jest twoja dobroć. Łaska jest prawem wszystkich cesarzy, wszystkich królów i panujących. Jesteś księciem Mossulu i każesz łasce swej zabłysnąć nad tymi dwoma ludźmi.
— Nad tymi dwoma drabami, którzy cię obrazili. Czyż to nie tak samo, jakgdyby mnie to spotkało?
— Panie, stoisz tak wysoko ponad nimi, jako gwiazda nad ziemią. Szakal wyje ku gwiazdom, one jednak nie słyszą tego i świecą dalej. Będą wszyscy sławić twoją dobroć na Wschodzie, skoro się dowiedzą, że wysłuchałeś mej prośby.