Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieczności udadzą się pod waszą opiekę, aby się zabezpieczyć przed innymi wrogami; wówczas będą także zmuszeni walczyć w waszej obronie z waszymi nieprzyjaciółmi... Skończyłem!
— Mów jeszcze więcej!... Ile wziąć dziś z ich trzód?
— Tyle, ile wynosi szkoda, jaką wyrządzili napadem.
— A ile haraczu zażądać od nich?
— Należy postawić takie żądanie, aby bodaj tyle się im zostało, ile potrzebują na życie. Mądry szejk postarałby się o to, aby znowu nie wzrośli w siłę i nie powetowali poniesionej klęski.
— A teraz pozostaje jeszcze sprawa krwawego odwetu. Zabiliśmy kilku z nich.
— A oni kilku z was. Przed wypuszczeniem jeńców na wolność, niech zgromadzą się chamzeh i aaman[1] i oznaczą cenę krwi. Macie więcej do zapłacenia niż oni i możecie zapłacić natychmiast z łupu, jaki osiągniecie.
— Czy przyniosą nam odszkodowanie za straty wojenne?
— Nie. Musicie pójść po nie. Jeńcy muszą tu tak długo zostać, aż je otrzymacie. Jeśli chcecie mieć pewność co do haraczu, to musicie zawsze mieć u siebie jako zakładników kilku znakomitych ludzi spośród pobitych szczepów. W razie niezapłacenia haraczu, zakładnicy narażają się na niebezpieczeństwo.
— Zabilibyśmy ich. Teraz powiedz nam jeszcze rzecz ostatnią. Jak mamy rozdzielić między siebie wynagrodzenie za straty wojenne i haracz? To bardzo trudno określić.
— Przeciwnie, to bardzo łatwe, jeśli jesteście przyjaciółmi. Pójdziecie sami po odszkodowanie i jak długo jesteście jeszcze razem, możecie je rozdzielić według ilości głów.
— Niech tak będzie!

— Wy stanowicie trzy szczepy, a oni tak samo; liczba ludzi po jednej i po drugiej stronie jest prawie równa. Dlaczegóżby nie miał każdy z waszych szczepów brać haraczu rocznego od jednego z ich szczepów?

  1. Krewni.