Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w burnusy, pozszywane z rozmaitych gałganów, niczem nie przypominające wojskowego stroju, przedstawiali nędzny widok; większość była bosa, a wszyscy mieli karabiny tego rodzaju, że można ich było używać do wszystkiego, tylko nie do strzelania. Rzucili się odrazu przed wekilem na ziemię, bez porządku i składu; wekil zmierzył ich naprzód możliwie marsowym wzrokiem, a potem zakomenderował:
— Kalkyn — wstać!
Podnieśli się, onbaszi zaś wyjął swój potężny sarras z pochwy.
— Kylin zyraji — utwórzcie szereg! — ryknął stentorowym głosem.
Stanęli obok siebie rzędem, trzymając karabiny w swych brunatnych rękach, jak który chciał.
— Has-dur — broń na ramię! — zakomenderował teraz.
Strzelby podleciały w górę, zderzając się z sobą, uderzając o mur lub o głowy tych okazałych bohaterów; wreszcie po długich wędrówkach znalazły się szczęśliwie na ramionach swych właścicieli.
— Izalam-dur — prezentuj broń!
Znowu strzelby utworzyły kłębiącą się gmatwaninę, przyczem nic dziwnego, że u jednej strzelby odpadła lufa. Żołnierz schylił się powoli do ziemi, podniósł lufę, obejrzał ją ze wszystkich stron, potrzymał przez chwilę do światła, aby się przekonać, czy jest jeszcze dziura, z której się strzela, wreszcie wyjąwszy z kieszeni sznurek z palmowego włókna, przywiązał ostrożnie zbiegłą lufę w odpowiedniem miejscu, mianowicie do kolby. Potem z miną ogromnie zadowoloną, nadał naprawionej broni położenie, nakazane ostatnią komendą.
— Zessic, zyjle — me nic — cicho stać — nie gadać!
Po tym rozkazie zacisnęli żołnierze usta z widoczną siłą i energją, a surowo-poważnem mruganiem oczu chcieli dać do poznania, że ich niewzruszoną wolą jest: milczeć. Zauważyli bowiem, że ich tu sprowadzono do strzeżenia trzech zbrodniarzy, chodziło więc o to, aby nam zaimponować.
Musiałem sobie naprawdę zadać dość trudu, aby przy tych osobliwych ćwiczeniach, niby wojskowych, zacho-