Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wać powagę, ale dobry mój humor miał, jak zauważyłem, ten zbawienny skutek, iż dodał odwagi moim towarzyszom.
Drzwi się znowu otworzyły. Wszedł oczekiwany. Był to naprawdę on. Nie racząc na nas spojrzeć, podszedł do dywanu, usiadł w kuczki obok wekila, wziął fajkę z rąk murzyna, który wszedł za nim, a teraz mu ją zapalał. Potem podniósł wzrok i przypatrywał się nam z pogardą, którą trudno sobie wyobrazić.
Teraz zabrał głos namiestnik, zapytując mnie:
— Oto jest mąż, którego chcieliście zobaczyć. Czy jest on twoim znajomym?
— Tak jest.
— Słusznie powiedziałeś; jest twoim znajomym, to znaczy, że ty go znasz. Nie jest jednak twoim przyjacielem.
— Podziękowałbym też bardzo za jego przyjaźń. Jak on siebie nazywa? —
— Nazywa się Abu en Nassr.
— Nieprawda! Nazwisko jego brzmi: Hamd el Amazat.
— Giaurze, nie poważ się zarzucać mi kłamstwa, bo dostaniesz o dwadzieścia razów więcej! Mój przyjaciel nazywa się rzeczywiście Hamd el Amazat; ale wiedz o tem, ty psie niewierny, że, gdy służyłem jeszcze jako miralai w Stambule, a napadli raz na mnie w nocy greccy bandyci, wówczas to nadszedł Hamd el Amazat, pomówił z nimi i ocalił mi życie. Od owej nocy nazywa się on Abu en Nassr, ojciec zwycięstwa, albowiem nikt mu się oprzeć nie zdoła, nawet grecki bandyta.
Nie mogłem już nad sobą zapanować. Zacząłem się śmiać, kiwać głową, wreszcie zapytałem:
— Utrzymujesz, żeś był w Stambule miralai, a więc pułkownikiem? W jakim pułku?
— W gwardji, synu szakala.
Postąpiłem o krok ku niemu i podniosłem prawą rękę.
— Ośmiel się jeszcze raz mi ubliżyć, a wymierzę ci taką ssillę, taki policzek, że do jutra zmieni ci się nos w minaret. W sam raz wyglądasz mi na takiego, co był kiedyś pułkownikiem! Możesz te brednie pleść swoim rycerzom na oazie, a nie mnie; zrozumiałeś?