Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

był przecie żywy. Wielbiono mnie jako bohatera i czarodzieja; ale skutek tego wszystkiego był taki, że Hanneh nie otrzymała podarunku. Szatan uwięziony, to zjawisko tak niesłychanie ważne, że sam szejk tylko był godny, ażeby strzec tego niezrównanego skarbu; naturalnie, musiałem go wprzódy jak najuroczyściej zapewnić, że szatanowi nigdy nie uda się uciec i ściągnąć na niego nieszczęście.
Około północy wróciłem do swego namiotu, ażeby zażyć snu. Halef towarzyszył mi.
— Zihdi — odezwał się — czy muszę to wszystko wypełnić, co dziś spisałeś?
— Tak. Sam przecie przyrzekłeś!
Po pewnym czasie odezwał się bardzo smutnie:
— Czy i ty oddałbyś swą żonę?
— Nie.
— A jednak mówisz, że powinienem dotrzymać obietnicy!
— Naturalnie. Jeżelibym poślubiał kobietę, to nie zobowiązałbym się do oddania jej.
— O, zihdi, dlaczego nie powiedziałeś mi, że i ja również mam tak uczynić!
— Czy jesteś chłopcem i potrzebujesz opiekuna?... czy chrześcijanin może pouczać muzułmanina, jak się ma żenić?... Ale zdaje mi się, że chciałbyś Hanneh zatrzymać!
— Zgadłeś.
— Więc chcesz mnie opuścić?
— Ciebie — zihdi? O — — ! —
Zakrztusił się z zakłopotania, ale nie dał mi żadnej odpowiedzi. Usłyszałem tylko jakieś niezrozumiałe mamrotanie, a później kilka westchnień. Nie wiedział, co z sobą począć. Zapanowało w nim jakieś rozdwojenie, w duszy jego miłość ku dziewczynie stanęła do walki z przywiązaniem do mojej osoby. Musiałem go zostawić na łup wewnętrznej rozterce i zasnąłem rychło.
Z głębokiego snu obudziło mnie głośne stąpanie wielbłądów. Wyszedłem z namiotu. Na wschodzie wstawał dopiero blady świt, ale tam, gdzie była zatoka, niebo krwawiło się łuną gorejącą. Był to niewątpliwie pożar. Odrazu nasunęło mi się pewne przypuszczenie, które ruch, panujący w obozie, zdawał się potwierdzać.