Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   47   —

— I dał im swe czarne konie?
— Tak, wszystkie cztery.
— Dokąd się udali złodzieje?
— Do — do — do Radowicz.
Ponieważ utknęła, domyśliłem się, że wyznała teraz tylko część prawdy. Rozkazałem jej zatem:
— Powiedz wszystko! Czemu nie wymieniasz reszty miejscowości? Jeśli nie będziesz otwarta, każę mimo to wnieść ławę i obić cię dziewkom.
— Panie, ja powiem. Pojechali do Radowicz, a stamtąd dalej do Zbigancy.
— Czy do rzeźnika Czuraka, który tam mieszka?
— Tak, do niego.
— A potem do leśnej chaty?
— Ty ją znasz panie?
— Odpowiadaj!
— Tak, chcą się tam dostać.
— A potem?
— Tego już nie wiem.
— Czego tam szukają?
— I tego nie wiem. Mój mąż ukrywa przedemną takie rzeczy.
— Ale zna Szuta?
— Może; ja nie wiem.
— Miał zawsze tajne sprawy z Mibarekiem?
— Nie słyszałam nigdy o tem, co robili, ale mąż bywał często na górze, a Mibarek do nas w nocy przychodził.
— Czy przypatrzyłaś się dzisiaj więźniom?
— Widziałam ich.
— Czy ich znałaś?
— Tylko jednego, który pierwej często tu bywał.
— Którego? Czy Manacha el Barsza?
— Nie znam jego imienia. Ten był poborcą haraczu w Uskub.
— To on. Co jeszcze wiesz o tej sprawie]?
— Nic, całkiem nic, effendi. Powiedziałam ci już wszystko, co mnie samej wiadomo.