Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   463   —

— A jakiej barwy jest nitka, której użyłeś do szycia?
— Biała.
— Ależ to okropnie odbija. Czy nie masz ciemnych nici, a przynajmniej czarnych?
— Poddostatkiem!
— To czemuż niemi nie szyłeś? Białe są dwa razy mocniejsze od czarnych, więc sądziłem, że trzymać będą tak, iż się już nie rozedrą spodnie w tem miejscu, gdybyś nawet miał znów kiedy pływać w ubraniu.
— Jesteś bardzo zapobiegliwy, jak widzę. Pozwolę sobie jednak wziąć czarnych nici. No, chodź do środka!
— Czy ci pomóc, zihdi?
— Tak; potrzymasz spodnie, a ja zaszyję.
Barak był pusty, ponieważ ludzie poszli do roboty. Usiedliśmy z Halefem na desce przy spodniach. Dostaliśmy igłę i nici, a zamiast nożyczek posługiwaliśmy się nożem. Jako uczeń naprawiałem sobie nieraz ubranie. Znałem dość dobrze różnicę między ściegiem krytym, a wierzchnim, to też zabrałem się do dzieła z zaufaniem we własne siły. Tymczasem stolarz i krawiec w jednej osobie krzątał się koło pieca i dorzucał polana, jak gdyby się miało wołu upiec przy ogniu. Kafle promieniowały ciepłem, które przypominało piękne dni na Saharze. Suknie moje były już suche; należało je tylko wyprasować.
Artysta wziął najpierw kamizelkę, położył ją na desce i wyjął z ognia żelazko do prasowania. Było rozpalone do czerwoności, a rączka całkiem zwęglona. Spojrzał na żelazko, potem na mnie i poskrobał się znowu bardzo znacząco w głowę.
— Czegóż chcesz? — zapytałem.
— Co teraz robić?
— Prasować!
— Ale jak?
— Jak zawsze. Umiesz to przecież znakomicie.
— Hm! To bardzo zawikłana historya.
— Jakto?