Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   301   —

dowiedzieć. Mógł mi powiedzieć, albo nie i pojechałbym był dalej w spokoju. Czemuż stał się mym wrogiem?
— Ponieważ jego przyjaciele są twoimi wrogami i ponieważ chcesz zgubić Szuta.
— I tego nie chcę.
— Szukasz go i zabiłeś jego szwagra Dezelima. Podpadasz krwawej zemście i ulegniesz jej.
— Nie zabiłem Dezelima. Ukradł mi konia, spadł zeń i kark sobie skręcił. Czy ja jestem mordercą?
— Powinieneś mu był dać uciec, ty natomiast ścigałeś go, pędziłeś za nim.
— Ach, więc podpadam krwawej zemście za to, że nie pozwoliłem ukraść sobie konia? Słuchaj, czułem dla was szacunek, bo sądziłem, że jesteście waleczni i otwarci. Teraz jednak widzę w was tchórzliwych, podstępnych drabów. Wyście złodzieje, nędzni złodzieje, a gdy się wam łup wasz wydrze, powiadacie, że podpadamy prawu krwawego odwetu. Plunąć na was za to! Pfui szejtanim! Wasz Szut jest dla mnie teraz tylko nędznym nicponiem, a jego pomocnicy, to pożałowania godne łajdaki, z których kpić sobie będę. No, wstawaj i zmykaj! Ja się ciebie nie boję. Strzelaj do mnie, ilekroć ci się spodoba. Halefie, rozwiąż mu lasso!
— Zihdi — zawołał mały z przestrachem. — Czyś ty oszalał?
— Nie, rozpętaj go!
— Tego nie zrobię!
— Czy może ja mam to zrobić? Nie strzelił do mnie z tyłu, lecz wystąpił otwarcie. Zanim wypalił, wygłosił piękną przemowę, podczas której mogłem jemu kulę posłać ze śmiertelnym skutkiem, gdyby mi się było spodobało. To nie skrytobójca i dlatego nie chcę z nim postępować jak z takim. Rozwiąż mu lasso!
Halef posłuchał i uwolnił z więzów Miridita, który natychmiast podniósł się z ziemi. Przypuszczając, że czemprędzej ucieknie, pomyliliśmy się. Wyciągnął ręce, które przedtem ciasno były przywiązane do ciała i przystąpił do mnie: