Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy znasz wszystkie choroby?
— Wszystkie! — odparłem bardzo stanowczo.
— I możesz zrobić wszystkie napoje?
— Wszystkie.
— A czy są posiłki, których nie wolno spożywać dobremu muzułmaninowi?
— Są.
— Jakież to?
— Paksic[1], które wyrabia się z rzeczy zakazanych przez proroka; naprzykład z wieprzowiny i z wina.
— Wino jest jednak lekarstwem?
— Tak i to bardzo ważnem.
— Kiedyż się je pije?
— W niektórych chorobach obiegu krwi i systemu nerwowego, jakoteż trawienia, jako środek wzmacniający i podniecający.
Rozmowa znów się urwała. Obecni poczęli szeptać ze sobą, a po chwili zwrócił się do mnie mutesselim także tak cicho:
— Effendi, jestem chory, bardzo chory!
— Ah, czy możliwe! Niech Allah wróci ci zdrowie.
— Uczyni to może, bo jestem dobrym muzułmaninem i wiernym wyznawcą proroka.
— Na jaką cierpisz chorobę?
— Pytałem już wielu lekarzy; stwierdzili wszyscy, że mam chorobę obiegu krwi, systemu nerwowego i trawienia.
Z trudnością zapanowałem nad sobą, aby mu się w twarz nie roześmiać. Na to więc był ten osobliwy wstęp, obracający się w kółko, „jak kot koło szperki“. W każdym razie rzecz wyglądała na małą żebraninę.
— Czy lekarze twoi dali ci jakie środki?
— Tak, ale środki te nic nie pomogły. Oni nie byli tacy mądrzy i uczeni, jak ty. Nie zdaje ci się, że potrzeba mi wzmocnienia i podniecenia?
— Jestem o tem przekonany.
— A czy dałbyś mi taki środek?
— Nie wolno mi.
— Czemu nie?

— Prorok mi zabrania.

  1. Nieczyste.
155