Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kamy Uelad Szeren i Uelad Kramemssa, czy uwierzą nam, że tyluset ludzi prowadzimy tylko na schwytanie sześciu lub siedmiu opryszków?
— Nie zetkniemy się z nimi.
— Spotkamy ich napewno. Tak wielki orszak, jaki ty chcesz utworzyć, nie zdoła się ukryć. Zważ, że musiałbyś zabrać wiele wielbłądów, któreby niosły żywność, namioty i wiele innych rzeczy, a tego przy mniejszej liczbie nie będzie potrzeba.
— Ma słuszność! — rzekł Krüger-bej.
— Stu ludzi całkiem wystarczy.
— I stu ludzi będzie za wiele! — odrzekłem ja.
— Iluż, twojem zdaniem, musimy wziąć wojowników, effendi? — zapytał szejk.
— Nie więcej, jak dwudziestu.
— Panie, to za mało!
— Nie! Zważ, że idziesz także ty, Achmed es Sallah, ten waleczny emir z Inglistanu i ja. My sami po trafilibyśmy pokonać Krumira. Napaść podczas noclegu na tych sześciu czy siedmiu wrogów, na to wystarczy trzech doświadczonych strzelców. Nie zapominaj zresztą, że większości swoich ludzi potrzebujesz do obrony karawany!
Temat ten podchwycił natychmiast Krüger-bej z wielką energią. Narada się ożywiła, ponieważ każdy ze starszych chciał się popisać swojem zdaniem, a kiedy ją ukończono, wynik nie był pocieszający. Stupięćdziesięciu ludzi miało pod wodzą jednego z synów szejka pójść naprzeciw kaffili, a do naszego oddziału przeinaczono sześćdziesięciu ludzi. Reszta miała pod wodzą drugiego syna zostać dla obrony obozu. Sir Percy uśmiechnął się pogardliwie, kiedy mu przedstawiłem rozwiązanie tej sprawy.
Pshaw! — rzekł. — Ci Beduini to tchórze! Pokazują wielkie fantazye i tańce wojenne, a boją się, gdy przychodzi do czegoś poważnego!
— Jabym tego nie powiedział, sir. Arab nie jest przyzwyczajony jak Indyanin ścigać w pojedynkę wroga,