— Czy to możliwe, o panie?
— Spodziewam się, jeśli zostaniesz nadal wiernym i walecznym.
— Effendi, ja przewrócę góry el Hanenni i Aures, jeśli przez to zdołam odzyskać królowę córek, Mochallah!
Nakazałem Beduinowi, trzymającemu mego konia, nie spuszczać go z oka i trzymać ciągle w mojem pobliżu. Następnie poszedłem przed namiot szejka, gdzie właśnie wzięto się do rozniecenia ogniska i ułożenia tapczanów dla dżemmy. Szejk, targany niepokojem, wysilił całą władzę nad sobą, aby się nie poddać rozpaczy. Przyniesiono nawet, starym zwyczajem, fajki i zapalono, zanim padło pierwsze słowo. Ja usiadłem na honorowem miejscu, obok szejka, a koło nas sir Percy i Krüger-bej. Achmed es Sallah zajął miejsce całkiem na końcu. Ali en Nurabi nie mógł już dłużej wytrzymać. Narada była bardzo ważna, musiano więc odmówić fatchę „otwarcie“, pierwszą surę koranu. Ali rozpoczął:
— W imię Boga wszechmiłosiernego! Chwała i dzięki Bogu, panu światów i wszechlitościwemu, który panować będzie w dzień sądu. Tobie pragniemy służyć, ciebie błagać, abyś nas prowadził drogą prawa, drogą tych, którzy cieszą się twoją łaską, a nie tych, na których się gniewasz, nie drogą błądzących!
Potem usiadł znów na kolanach i zwrócił się do mnie:
— A teraz mów, effendi! Dusza moja pić będzie każde twe słowo, a serce moje pragnie każdego dźwięku ust twoich!
— Gdzie widziano dziś Krumira? — zapytałem szejka.
— Nad Bah el Halua.
— Tam ukryli się synowie Hamemów, aby napaść na kaffilę. Jak ją obronisz?
— Ależ, panie, teraz mamy mówić nie o kaffili, lecz o pogoni za Krumirem. Radź prędko, jeśli nie chcesz, żeby mnie niecierpliwość zabiła!
— Ali en Nurabi, szejkowi i doświadczonemu wo-
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/253
Wygląd
Ta strona została przepisana.