Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Behluwan-beja, zniknęła wkrótce po drugim wystrzale. Z powodu grzązkiego piasku i konieczności objeżdżania ławic zbliżaliśmy się, pomimo pośpiechu, bardzo powoli. Wreszcie odbicie zniknęło, co świadczyło o tem, że znaleźliśmy się w kole widzenia tego miejsca, na którem czyn popełniono.
Szukaliśmy długo, zanim natrafiliśmy na to miejsce, gdzie rzeczywiście okazało się, że przypuszczenie moje było słuszne. Na piasku leżał Tuareg z czołem przestrzelonem o cal nad nasadą nosa, a wielbłąd był tak samo śmiertelnie ranny. Na kołnierzu burnusa i w rogu derki widniały litery A. L., przekaz niejako na niechybną kulę ze strzelby mego Englishmana, który zdobył sobie tem zaszczytne miano Behluwan-beja. Czy powinienem był za nim pojechać? Kilka kroków, zrobionych jego śladem, przekonało mnie, że z wielką przebiegłością wyszukiwał sobie takie miejsca na ziemi, gdzie na skale ślady nie zostawały, albo gdzie wysoki piasek zaraz się na nie zesypywał. Nie łatwo więc byłbym go dopędził, a wobec tego, że wkrótce noc miała zapaść, byłbym zgubił drogę do kaffili. Ponadto należało się spodziewać, że Anglik zostanie w pobliżu gum, ja zaś, zetknąwszy się z nią, spotkam się także i z nim. Zważywszy to wszystko, nie pojechałem za nim.
Teraz jednak co innego wpadło mi na myśl.
Oto zabity strażnik miał przy sobie tylko kilka łyków wody, co wskazywało pewnie albo na rychły jego powrót, albo na zmianę straży. W każdym razie musiano jego śmierć zauważyć, niewątpliwie inne jeszcze znajdowały się w pobliżu posterunki, które Hedżanbej osobiście może odwiedzał. Czyż więc mogłem odejść stąd bez dalszych środków ostrożności? A co należało zarządzić? Czy zasypać zwierzę i człowieka piaskiem, czy też zostać? W tym ostatnim wypadku mogłem mieć szczęśliwy połów, lecz zarazem pomimo odwagi narazić się na niebezpieczeństwo, którego niepodobnaby było uniknąć.
Piasek był lotny, w kilka więc minut pokrywała