Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wkrótce przybędą. — rzekł Sternau. — Musimy być ostrożni. Ci dwaj widzieli nas, potem zaś rozeszli się w dwie strony. Jeden z nich podążył za nami, drugi wrócił do swoich. Nie mamy wprawdzie powodu do obaw, gdyż za num idą Apacze, ale byłoby w każdym razie dobrze, gdybyśmy skończyli z piramidą, zanim przybędą. Nie sądzę, by się to stać mogło wcześniej, aniżeli jutro po południu. Proponuję, abyśmy, zrezygnowawszy chwilowo z wyprawy na hacjendę, spróbowali jutro o świcie wtargnąć do piramidy. Gdyby Komanczowie mieli przybyć prędzej, aniżeli się spodziewamy, ta potężna piramida posłuży nam za warownię. Mamy zapas wody dla nas i dla koni, krzaki dają osłonę; brak tylko żywności. To najmniejszy kłopot; spędzimy sobie parę wołów. Od północy niema już na pastwiskach vaquerów, nie będą nam więc przeszkadzali.
Tak uczyniono. W krótkim czasie spędzili dosyć wołów, aby zaopatrzyć Apaczów na dwa tygodnie.
Posłano wywiadowców w stronę zbliżających się Komanczów, poczem ułożono się do snu; każdy chciał i musiał wypocząć przez wzgląd na spodziewane trudy. Leżeli więc na ziemi, otuleni w koce. Piorunowy Grot, Niedźwiedzie Serce i Bawole Czoło nie mogli zasnąć. Myśl o jeńcach, zamkniętych w piramidzie, nie dawała im spokoju. O świcie zbudzili Sternaua, bez którego nic nie chcieli przedsięwziąć.
Udali się teraz we czterech na miejsce, które wskazał im wczoraj wieczorem Meksykanin, i zaczęli badać ziemię. Po jakimś czasie znaleźli ślady, prowadzące ku południowo-wschodniej krawędzi piramidy, Wyraźny trop ciągnął się przez zarośla, poczem ginął

94