Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w trawie, która zdążyła się podnieść; ubiegło bowiem sporo czasu.
Była to okoliczność fatalna. Nasi przebiegli mężowie stali bezradni. Zwołali Apaczów. Ci przeszukali najdokładniej wszystkie zarośla, fundamenty i otoczenie piramidy — napróżno!
Piorunowy Grot, Sternau, Niedźwiedzie Serce i Bawole Czoło wpadli w zwątpienie. Pierwszy otrząsnął się z niego Sternau. Rzuciwszy okiem na starą budowlę, która tak uparcie broniła się przed każdą próbą najścia, rzekł.
— To wszystko nic nie pomoże; musimy mieć Verdoję. A więc, ruszamy na hacjendę!
Po pięciu minutach pięćdziesięciu Apaczów galopowało pod wodzą Matava-se i Niedźwiedziego Serca przez pustynię. Gdy słońce wzeszło, zobaczyli woddali kontury hacjendy. Apacze spadli na nią, jak lawina. Musieli się śpieszyć, gdyż Komanczowie mogli być wpobliżu, Dotarli do ogrodzenia; panowała zupełna cisza. Brama była jeszcze zamknięta. Na rozkaz wodza Apacze zeskoczyli z koni i przesadzili ogrodzenie. Znaleźli za niem kilku zaledwie vaquerów, których szybko obezwładnili. Pozostałych nie trzeba się było obawiać: wygnali już trzody na pastwiska. Jeden z Apaczów otworzył bramę. Matava-se i Niedźwiedzie Serce wjechali na podwórze. Wódz został przy swoich wojownikach, aby zapobiec wszelkim gwałtom, Sternau zaś z trzema Apaczami skierował się ku drzwiom domu, które stały otworem. Nie zastanawiając się długo, wszedł do wnętrza. Wszystkie domy tej okolicy budowane były na jedną modłę, Sternau wiedział więc, gdzie ma szukać

95