Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kul, inaczej źle może być z nami; wiadomo przecież, że ten Sternau to istny djabeł. Zresztą, będziemy mieli dosyć czasu, by do nich celować, jeżeli bowiem znajdą tutaj ślady naszego obozu, postarają się zbadać je dokładnie, więc będą nam przez sporą chwilę służyć za cel. Nie spieszmy się; możemy mierzyć z całym spokojem.
— Gdyby towarzysze nasi, których chciał odesłać Verdoja, wrócili, moglibyśmy schwytać wszystkich — rzekł trzeci.
— Poradzimy sobie bez nich; jest nas wystarczająca liczba.
Meksykanie nie przeczuwali, że o kilka kroków od nich czuwa dwóch okrutnych mężów, śledzących każdy ich ruch — —
Tymczasem Sternau i dwaj jego towarzysze posuwali się naprzód. Sternau popuścił wodzy i obserwował badawczo dolinę, Mierzył odległość między poszczególnemi stokami górskiemi.
— Niebezpieczna dziura — rzekł. — Jeżeli Verdoja nie urządził tu na nas zasadzki, wart jest stu bizunów. Będziemy teraz powoli posuwać się naprzód i udawać, że wcale nie oglądamy się dokoła. Ale przez cały czas trzeba mieć oczy szeroko otwarte.
Jechali stępa naprzód, aż przybyli do miejsca, gdzie obozował niedawno Verdoja.
— Tu wypoczywały te łotry — rzekł Francisco.
Sternau rozejrzał się dokoła.
— Zsiadajcie prędko z koni — polecił. — Przywiążcie je i udawajcie, iż chcemy rozbić obóz. Prędko, prędko!

70