Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dle; po chwili wydał przenikliwy okrzyk. Koń jego skoczył jak strzała; tak samo przyśpieszył biegu koń Franciszka; po chwili obydwaj jechali u boku Sternaua.
— Witajcie, Bogu niechaj będą dzięki — rzekł Sternau, podając obu rękę. — Dlaczego konie, idące luzem, tak mocno obładowaliście?
Piorunowy Grot się uśmiechnął.
— Przypuszczałem, że stan tych, których oswobodzę, będzie bardzo opłakany, dlatego zabrałem sporo rzeczy. Mam tu ze sobą pański ubiór traperski i całą broń.
— Ach, naprawdę? — zapytał Sternau uradowany.
— Tak, mam wszystko. Zabrałem również broń Mariana i mego brata.
— Dziękuję panu. Postąpił sennor bardzo przezornie. Co słychać w hacjendzie? Kiedy dowiedziano się tam o napadzie?
Piorunowy Grot opowiedział, co zaszło po porwaniu; Sternau słuchał z uwagą.
Podczas tego opowiadania nie zwolnili biegu; gnali tak na swych wytrzymałych koniach aż do nastania nocy. Teraz mrok nie pozwalał ścigać rabusiów po śladach; musieli, chcąc nie chcąc, przerwać pogoń. Na szczęście, w miejscu, w którem się zatrzymali, rosło nieco trawy; konie więc miały paszę. Nie było drzewa do rozpalenia ogniska; spędzili noc w ciemnościach.
Rozmawiali niewiele. Trzeba było przedewszystkiem odpocząć. Dopiero o świcie rzekł Piorunowy Grot:
— Te łotry jechały przez noc całą.
— Z pewnością — potwierdził Sternau. — Wiedzą, że ktoś następuje im na pięty. Ale zatrzymają się teraz, nad ranem, na krótki odpoczynek, musimy więc wyko-

43