ności swego wysokiego stanowiska. Jakkolwiekbądź, było mu bardzo ciężko, jako jedynemu tutaj wszechwładcy okazać to posłuszeństwo, jakiego wymagaliśmy. Co do mnie, stanąłem na posterunku za kotarą, aby móc słyszeć każde słowo Persów i obserwować ich przez szparę.
Zaledwie skończyliśmy te przygotowania, Persowie wkroczyli do pokoju. Spodziewali się ujrzeć namiestnika, to też niemało się stropili widokiem generała, którego obecności nie przypuszczali Byli bardzo zmieszani. Nie omyliłem się; byli to Peder i dwaj jego towarzysze.
— Chcieliście, aby was przyjęto. Czego sobie życzycie teraz wśród nocy? — zapytał Osman Pasza.
— Prosiliśmy o rozmowę z namiestnikiem — odrzekł Peder
— Nie może was przyjąć, ja go zastępuję. O co wam chodzi?
Spojrzał nań tak przenikliwie, że ten nie śmiał się oprzeć. Peder zaczął więc zcicha:
— Nasze doniesienie jest właściwie przeznaczone dla zarządcy tego namiestnictwa, ale skoro utrzymujesz, że pełnisz jego funkcje, mogę ci zdać sprawę z wypadków.
— Wyrażajcie się grzeczniej i ostrożniej! Nic nie utrzymuję, ale to, co mówię, jest obowiązujące. Zapamiętajcie to sobie! Co to za wypadki, o których macie donieść? Mam nadzie-
Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/15
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
13