Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  80  —

następnego. Gdyśmy się przebudzili, nie było już ani Rallera, ani owego białego ze skwawą i dzieckiem, ani koni naszych, ani wojowników, którzy ich mieli pilnować. Gdyśmy zażądali wyjaśnienia, jak się to wszystko stało, powiedziano nam, że Raller sprzedał wszystkie futra jeszcze przed naszem przybyciem. Gdy myśmy zapadli w twardy sen, upojeni wodą ognistą, on kazał otworzyć bramę, poczem on, ów biały i skwaw z dzieckiem zniknęli z fortu. Ponieważ była noc, nie mogliśmy już odszukać jego śladów, lecz musieliśmy zaczekać do następnego rana, co nas wielce rozgniewało. Rozdrażnienie nasze zwiększyło się, gdy na nasze żądanie, żeby nam wydano futra, które się znajdowały w łodzi, żołnierze i reszta bladych twarzy z nas się wyśmiała. Kiedyśmy okazali gniew z tego powodu, zamknięto nas, nie dano jeść, ani pić i wypuszczono dopiero po trzech dniach. Wtedy oczywiście już ani śladu nie było po oszustach. Gdyśmy mimo to zaczęli szukać, znaleźliśmy w zaroślach nad rzeką trupy wojowników, którzy mieli pilnować koni. Zabito ich przed fortem, a potem tam zawleczono i ukryto.
— Czy zawiadomiliście o morderstwie przełożonego fortu?
— Chcieliśmy to uczynić, lecz nas nie wpuszczono, nawet zagrożono nam powtórnem zamknięciem, gdybyśmy poważyli się bramę przekroczyć. Tak straciliśmy zdobycz z polowań całego roku, a nadto dwu wojowników i konie. Zamiast użyczyć nam pomocy, o którą prosiliśmy, chciały nas władze białych uwięzić. Morderca i oszust Raller nie był posłem białego ojca. Bylibyśmy go za ten podstęp ukarali, gdybyśmy byli mieli konie i mogli zaraz wyruszyć. Oto jest sprawiedliwość bladych twarzy, które mówią o miłości, dobroci, zgodzie i przebaczeniu i nazywają siebie chrześcijanami, a nas poganami! Teraz Old Shatterhand usłyszał, co wiem o Tibo taka i Tibo wete. Czy teraz jeszcze uważa białych za lepszych ludzi od czerwonych, o to go już nie zapytam.