Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  79  —

— Do fortu Mann.
— Aha! Fort ten leżał nad rzeką Arkanzas, wtem miejscu, w którem przecinała ją bardzo ożywiona droga Cimarron. Tam panował wielki ruch, przebywało zawsze wielu handlarzy futer ze znacznymi kapitałami, którzy mogli każdej chwili taką sumę zapłacić. Była tam także silna załoga wojskowa. Tem, że się tam wogóle puścił, a w dodatku dla wykonania takiego oszustwa, dokazał zuchwalstwa, nie mającego równego sobie. Z waszej zaś strony było to wielką nieostrożnością powierzać mu tyle towarów. Domyślam się, że wyjechał od was całkiem swobodnie, żeście mu nie dodali nikogo dla straży.
— Old Shatterhand odgadł dobrze. Uważaliśmy go za wysłannika wielkiego białego ojca, sądziliśmy więc, że możemy mu zaufać. Pozyskał nas sobie właśnie tem, że sam prosił, byśmy go odprowadzili do fortu Mann, gdzie mieliśmy otrzymać zapłatę w towarach.
— Ilu Osagów towarzyszyło mu?
— Sześciu. Ja także byłem z nimi.
— Czy w łodzi zmieściło się tyle osób? Chyba nie!
— Dwu ludzi wziął on do czółna dla pomocy przy wiosłach, a czterech innych musiało konno podążyć za nim wzdłuż brzegu. Ażeby nie pozostać w tyle za szybko idącym statkiem, musieliśmy wybrać najlepsze konie.
— Jak on wszystko sprytnie obmyślił! Jestem pewien, że mu także o te konie chodziło.
— Old Shatterhand zgadł. Działo się to w tej porze, kiedy rzeka ma dużo wody i prąd silny. Łódź przeto dotarła do fortu o dzień prędzej, aniżeli my na koniach. My przybyliśmy wieczorem już dość późno, bo gdy nas tylko wpuszczono, zaraz bramę zamknięto. Wyjść już potem nie mogliśmy. Przy naszych koniach zostało przed fortem dwu wojowników na straży. Raller ugościł nas obfitem jadłem i wodą ognistą, której tyle wypiliśmy, że potem spaliśmy do wieczora dnia