Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  68  —

stosunek Old Surehanda do Ettersa, niż to po sobie okazywał. Zwróciłem na to uwagę naszego przyjaciela, lecz on nie chciał wierzyć. Czy mówił o tem z bratem Apanaczką?
— Nie.
— Nie wspomniał ani słowem, dlaczego tak gorliwie szuka Ettersa?
— Ani jednem.
— Potem rozstaliście się nad Rio Pecos, a ty wróciłeś do swego szczepu?
— Tak, pojechałem do Kaam-kulano.
— Gdzie matka przyjęła cię z radością?
— Poznała mnie w pierwszej chwili i przyjęła z miłością, ale potem opuścił ją znowu duch jej — odrzekł nagle zasępiony.
Nie zważając na jego nastrój, zapytałem:
— Czy przypominasz sobie jeszcze słowa, które z ust jej słyszałeś?
— Tak. Ona mówi je stale.
— Czy i dziś jeszcze wierzysz, że one należą do guseł indyańskich?
— Tak.
— Wiara twoja jet w tym względzie błędna. W duszy matki tkwią obrazy zdarzeń i osób, które nie mogą stać się wyraźniejszemi. Czy nie zauważyłeś u niej chwili, w którejby te obrazy stały się jaśniejszymi?
— Nie. Nie przebywałem z nią wiele, gdyż musiałem ją pożegnać wkrótce po powrocie do domu.
— Dlaczego?
— Wojownicy Nainich, a szczególnie Wupa Umugi, wódz ich, nie chcieli mi przebaczyć, że mój biały brat, Old Shatterhand, uznał mię za godnego wypalenia z nim fajki przyjaźni i wierności. Tak mi utrudnili życie w „Dolinie zajęczej“, że odszedłem.
— Dokąd?
— Do plemienia Komanczów Kanean.
— Czy ci przyjęli mego brata natychmiast?