Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  69  —

— Uff! Gdyby to nie Old Shatterhand powiedział, śmiałbym się z tego pytania! Byłem najmłodszym wodzem Nainich, ale nikt mię tam pokonać nie zdołał. To też ani jeden głos nie podniósł się przeciwko mnie, kiedy mężowie Kaneanów naradzali się nad przyjęciem mnie do swego szczepu. Teraz jestem najwyższym wodzem tego plemienia.
— Cieszy mię to bardzo, bo cię lubię. Czy nie mogłeś zabrać matki od Nainich?
— Chciałem to uczynić, ale mąż, którego ona jest żoną, nie dopuścił do tego.
— Guślarz? Nie nazywasz go ojcem, lecz mężem, którego matka twoja jest żoną? Zauważyłem to już wtedy, że go nie kochasz.
— Nie mogłem wtedy oddać mu mego serca, a teraz nienawidzę go, bo oddziela mię od kobiety, która mię na świat wydała.
— Czy wiesz napewno, że to twoja matka?
Spojrzał na mnie wzrokiem człowieka, zaskoczonego niespodzianką i powiedział:
— Dlaczego mnie tak pytasz? Wiem, że Old Shatterhand nie powie nigdy słowa bez powodu, że czyni i mówi wszystko po głębokim namyśle. Zapewne i teraz dla ważnej przyczyny zadaje mi tak osobliwe pytanie.
— Rzeczywiście mam do tego powód, ale to nie owoc namysłu, lecz skutek głosu, który już dawniej odzywał się w mem sercu. Czy Apanaczka odpowie mi na pytanie?
— Odpowiem, choćbym nie rozumiał, dlaczego pytasz. Skwaw, o której mówimy, jest moją matką. Nigdy nie myślałem inaczej i kocham ją bardzo.
— Czy ona rzeczywiście — jest żoną guślarza?
Apanaczka znowu odparł tonem zdziwienia:
— Nie rozumiem i tego pytania. Zawsze przecież uważali ich wojownicy nasi za męża i żonę.
— Ty także?
— Oczywiście.