Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  52  —

Shatterhand ma choć setną część tego rozsądku, który mu ludzie błędnie przypisują.
— Tyle rozsądku nie potrzeba na to, żeby się wyśmiać z waszej groźby, wystarczy go sto razy mniej. Jeślibyśmy nawet przypuścili, że wszystko tak jest, jak mówicie, to w każdym razie wy znajdujecie się jeszcze w naszej mocy, a Osagów tutaj niema. Kto nam zabroni, żebyśmy was nie zdmuchnęli, jak wiatr nędzne zapałki?
Pshaw! Tego nie uczynicie, bo jesteście zbyt dobrym i miłosiernym chrześcijaninem, a nadto wiecie, że Osagowie pomściliby krwawo śmierć naszą.
— Co może zdziałać tych kilku ludzi wobec takich, jak Winnetou, nie mówiąc już o mnie!
— Zarozumiałość wasza jest wielka. To rzecz znana. Domyślam się nawet, co was napełnia taką otuchą.
— Co?
— Byliście, jak Winnetou w farmie Fennera i prosiliście o pomoc. Prawdopodobnie jest już w drodze kilku biednych kowboyów, którymi chcecie nas zastraszyć.
Pshaw! Gdybyście choć trochę umieli obliczać czas i przestrzeń, to byście wiedzieli, że z farmy Fennera byłbym nie mógł jeszcze wrócić. Byłem w zupełnie innej stronie, a na dowód z jaką miłością pamiętałem tam o was, przywiozłem wam tutaj kogoś.
— Ciekaw jestem, kogo? Pokażcie go nam!
— Chętnie zrobię tę przyjemność wam i waszemu sprzymierzeńcowi.
Powiedziałem Hammerdullowi do ucha kilka słów, a on skinął głową z uśmiechem, wstał i oddalił się zaraz. Wszyscy, nawet Winnetou, choć on nie okazywał tego po sobie, z napięciem oczekiwali, kogo grubas przyprowadzi. Gdy zaś przyszedł wkrótce z pojmanym Osagą, zawołał Szako Matto z przestrachem:
— Uff, uff!
All devills! — krzyknął Old Wabble. — To właśnie ten...