Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  329  —

leżał wprawdzie z obwiązaną głową, ale z jasnem okiem i wyciągnął do nich ręce na powitanie. Przy nim siedział hacyendero z córką.
— Leżałem długo, bardzo długo bez przytomności — powiedział Helmers. — Uderzenie pałką musiało być bardzo silne. Cud, że jeszcze żyję, a raczej wracam do życia.
— Czy brat cierpi wielkie boleści? — pytał się Serce Niedźwiedzie.
— Boleści już nie mam, tylko w głowie huczy mi bardzo. Co z Komanczami? Jak wam poszło nad stawem krokodylim?
Usiedli i opowiedzieli mu wszystko dokładnie. Potem zwierzyli się także z zamiarem ścigania hrabiego, żeby zemścić się na nim, jeśli nie w drodze jeszcze, to w mieście. Chory przysłuchiwał im się uważnie, poczem zapytał:
— Chcecie go więc zabić?
— Tak — odpowiedział Czoło Bawole — ale przedtem zmuszę go do spełnienia obietnicy.
— Jakiej?
— Musi ożenić się z moją siostrą, Karją. Ona wyruszy z nami do Meksyku.
— Ach! Czy naprawdę?
— Tak. Nikomu nie wolno zaręczać się z córką Mizteków, a potem czynić jej zawód. Ona pochodzi z dawnych królów, wobec których biały hrabia jest niczem, niczem!
— Chcesz więc uczynić ją żoną hrabiego, a zaraz potem wdową?
— Tak.
— Tego mój brat nie zrobi.
— Czemu? Postanowiłem tak i wykonam zamiar.
— Czy znasz prawa bladych twarzy?
— Co mnie obchodzą ich prawa?
— W tym wypadku bardzo wiele. Nie znalazłbyś kapłana, któryby się ośmielił złączyć to małżeństwo.
— Ja go zmuszę!