Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  328  —

rozszarpać, doznała uczucia, jakie jej dotychczas jeszcze nie nawiedzało. Zbladła.
— Wodza Apaczów? — zapytała. — Wszak on tu stoi!
— Sam się wyswobodził, a potem zwyciężył Komanczów.
Jako Indyanka zrozumiała aż nadto dobrze, co się mieściło w tych słowach.
— To bohater! — rzekła, rzucając mimowoli wzrok na Apacza. — A hrabia zdołał umknąć?
— Udał się do Meksyku.
— Do ojca?
— Tak. Odprowadza go sześciu Komanczów.
Na to wyprostowała się i zapytała:
— A ty pozwoliłeś mu pojechać bez przeszkody? Daj mi konia, a doścignę go i zabiję!
Czoło Bawole uśmiechnął się z radości. Taką podobała mu się siostra.
— Zostań tu! — rzekł. — Dostaniemy go jeszcze. Ja ruszę za nim.
— Czy zabijesz go, gdy się z nim spotkasz?
— Tak. On znieważył córkę Mizteków i padnie z mojej ręki!
— Albo z mojej! — rzekł Apacz poważnie.
— Uff! Czy mój brat chce mi towarzyszyć do Meksyku? — zapytał król cibolerów.
Serce Niedźwiedzie spojrzał w twarz Indyanki, zobaczył, jak patrzą nań jej oczy i odpowiedział:
— Karja jest siostrą Apacza i musi być pomszczona!
Dla zapewnienia podał obojgu ręce, a oni pochwycili je i uścisnęli.
— Serce Niedźwiedzie jest naprawdę przyjacielem i bratem wodza Mizteków — rzekł Czoło Bawole. — Niech ze mną pójdzie, skoro tylko tu się uporam. Ale teraz chodźmy odwiedzić naszego białego przyjaciela!
On, Serce Niedźwiedzie i Karja zabrali koce z kosztownościami i zanieśli je do pokoju chorego, który