Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  100  —

byłby go nie podejrzywał, wymierzył w tej samej chwili, nastąpił błysk, strzał huknął z ogromną siłą, bo w zamkniętej izbie, a roztrzaskana strzelba obcego wyleciała mu z ręki na podłogę. On sam leżał także w mgnieniu oka na ziemi, a Dick klęczał z dobytym nożem na jego piersiach.
— No, greenhornie, powiedz „trzy“, ażeby wymusić na mnie odpowiedź! — rozkazał szyderczo.
— Do dyabła, master, pozwólcie mi się podnieść! Wcale nie brałem tego tak poważnie! Byłbym nie wystrzelił!
— Łatwo to teraz powiedzieć. Byłbyś nie strzelił? Chciałeś więc niespodziankę zrobić staremu traperowi, którego nazywają Dickiem Hammerdullem? To śmieszne, naprawdę śmieszne! Czy byłbyś strzelił, czy nie, to wszystko jedno, mój bratku. Wymierzyłeś rusznicą do westmana i tem zasłużyłeś na nóż wedle ustaw sawanny. Teraz ja liczę; raz, dwa....
Pokonany wysilał się, jak mógł, ażeby się wydobyć. Gdy mu się to nie udało, poprosił:
— Nie kłujcie, master! Kolonel jest moim stryjem.
Traper opuścił nóż, nie wypuszczając jednak przeciwnika.
— Kolonel...? Wasz stryj...? Powiedzcie to komu innemu! Ja muszę się wpierw namyśleć, zanim w to uwierzę.
— Tak jest istotnie. On byłby wam niebardzo wdzięczny, gdyby usłyszał, co uczyniliście ze mną!
— Hm! Czy rzeczywiście jesteście jego kuzynem, czy nie, to wszystko jedno. Byłbym was tylko trochę połaskotał, by wam dać dobrą nauczkę. Życiu greenhorna mój nóż nie zagraża; na to jest za dobry. Wstańcie!
Podniósł się i przystąpił do swego stołu, na który przedtem rzucił był strzelbę. Wziąwszy ją do rąk, zaczął ją na nowo nabijać. Twarz jego rozkoszą promieniała, kiedy z całą starannością zabierał się do tej czynności, a świecące oczy patrzyły na