Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  451  —

— I ja — odrzekł Apacz.
Twarz Komancza przybrała wyraz wielkiego zadowolenia i powiedział:
— Apanaczka jest bardzo dumny z tego powodu, że dwaj najsłynniejsi wojownicy Zachodu gotowi są z nim walczyć. Czy uważaliby go za tchórza, gdyby żadnego z nich nie wybrał?
— Nie — odpowiedziałem. — Miałbyś pewnie całkiem słuszny powód.
— Dziękuję ci. Winnetou i Old Shatterhanda uważają wszyscy za niepokonanych i jeśli ich nie wybiorę, może się zdawać, że mi brak odwagi. Ale ci dwaj mężowie są dla mnie święci i nietykalni, są przyjaciółmi wszystkich czerwonych i białych wojowników i żyją, jako wzór dla wszystkich mieszkańców dzikiego Zachodu — więc nie mogę ich ranić. Gdyby który padł pod moim nożem, byłaby to strata, której ani ja, ani nikt inny nie zdołałby powetować. Oto powód, dla którego nie wybieram ani białego ani czerwonego wodza Apaczów Mescalero.
— To wyszukaj sobie innego!
Powiódł okiem po gromadzie Apaczów, spojrzał na Old Wabble’a, Parkerera, Hawleya i zatrzymał wzrok na Old Surehandzie.
— Apanaczka jest wodzem i nie chciałby walczyć ze zwykłym wojownikem — rzekł następnie. — Kto jest ta blada twarz, która stoi tam przy was?
— Nazywa się Old Surehand — odrzekłem.
— Old Surehand? Często o nim słyszałem. On silny, zręczny i waleczny — mogę go więc wybrać sobie na przeciwnika i nie wzbudzić podejrzenia, że myślę o własnej korzyści. Czy on przyjmie mój wybór, czy też odrzuci?
— Przyjmuję — odpowiedział Old Surehand, nie namyślając się ani chwili.
— Lecz Apanaczka powtarza słowa poprzednie, że tu idzie o życie.
— Tych słów nie potrzeba. Ja wiem, że czegoś