Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  9  —

ale to nie przyda się na nic w tych stronach, sir. Prawdziwy westman wygląda całkiem inaczej. Mimoto podobacie mi się i zapraszam was do pójścia z nami. Obronimy was, gdyż tak, sam jeden, nie zdołacie się przebić. Macie, zdaje się, konia, jak to nazywają we wschodnich stronach. Czy wasz dyszlowiec jest tutaj z wami?
— Tak, musi być podobnie, mr. Parkerze — odrzekłem, ubawiony wewnętrznie, że mego rasowego indyańskiego ogiera, z którym tylko karosz Winnetou mógł się porównać, uważał za konia do zaprzęgu. Podobał on mi się przynajmniej tak, jak ja jemu. Gdybym się do niego przyłączył, a on dowiedziałby się później, kim byłem, należało się spodziewać scen bardzo komicznych. Przytem towarzystwo to mogło mi się przydać, jeśli nie później, to przez Mistake-Canon, więc postanowiłem zgodzić się na tę propozycyę.
— Spodziewałem się tego — mówił dalej. — Koń wygląda tak samo gracko, jak wy. Widać po nim, że także szukał dawno zmarłych ciał i że nie miał nic innego do roboty. Powiedzcie zatem, czy jedziecie z nami? Wyruszamy jutro wczesnym rankiem.
— Przyjmuję z wdzięcznością waszą propozycyę i proszę wyraźnie o waszą opiekę.
— Będziecie ją mieli — i sądzę, że wam będzie potrzebną. Ucieszę się, gdy już stąd odjedziemy, gdyż komendant gotów któregoś z nas zatrzymać tu, jako skuta. Nieprawdaż, Jozie?
Pytanie to było zwrócone do starszego mężczyzny, którego sympatyczna twarz miała melancholijny wyraz, jak gdyby miał jakieś wewnętrzne zmartwienie. Joz, to skrócenie z Jozue, a jak się później dowiedziałem, nazywał się ten człowiek Jozue Hawley.
— Jestem tego samego zdania — odrzekł. — Tego jeszcze brakowało, żeby za te mundury wyciągać z ognia kasztany i popiec sobie przytem przednie łapy. Gdybyż jeszcze byli zatrzymali Old Wabblego; to był człowiek do tego. Mnie nie dostaną. Będę szczęśliwy, kiedy mnie