— Well! W takim razie rzecz bardzo prosta. Popłyniemy na wyspę, unieszkodliwimy obydwu strażników, uwolnimy Old Surehanda z więzów i popłyniemy z nim napowrót.
— Co?... Jak?... Co?
Stanął, wziął mnie za ramię i rzekł:
— To idzie u was tak szybko, jak zjeść kromkę chleba z masłem.
— A u was szło przedtem także na raz-dwa-trzy.
— Tak, to było coś zupełnie innego. Ja chciałem go uwolnić na lądzie, a nie przez wodę. Tu trzeba przedewszystkiem wiedzieć, czy Old Surehand umie także pływać.
— Wiecie chyba o tem najlepiej; przecież go znacie.
— Ale nie widziałem go jeszcze w wodzie.
— Tak? To niepotrzebne, bo taki westman, jak Old Surehand, jest pewnie dobrym pływakiem.
— Ależ on skrępowany — a z tego człowiek drętwieje. Czy będzie tak dobrze władał rękami i nogami, żeby mógł z nami zaraz przepłynąć jezioro?
— Przypuszczam, gdyż powiadają, że to bardzo silny mężczyzna.
— Tak, to prawda. A więc rzecz załatwiona; płynie zaraz z nami. Ale gwiazdy, te gwiazdy!
— Cóż takiego?
— Czy nie uważacie, że coraz bardziej jaśnieją?
— Rzeczywiście.
— A więc będą się razem z niebem odbijały we wodzie; to niedobrze!
— Chcieliście niedawno płynąć aż do księżyca. On was nie irytuje tak, jak gwiazdy?
— Zdaje mi się, że dowcipkujecie, ale wiecie dobrze, co mam na myśli. Odbicie gwiazd we wodzie zdradzi nas.
— Przed kim?
— Przed strażnikami na wyspie.
— Nie zdaje mi się.
— Owszem! Rozważcie tylko: Woda jeziora z gwiaz-
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/116
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 96 —