Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ną rzeczą, gdyby zbłądził? Oni z pewnością będą...
— Co tam będą! Jabym wolał, żebyś powiedział — oni są... W tym wypadku byłbym pewny, tymczasem ty przychodzisz do mnie z domysłami, które psu na budę się nie zdadzą. Czemu nie śledziłeś ich aż do skutku, czemu?!
— To było niemożliwe, bo zapadł wieczór. Ciekaw jestem, czy ty, naprzykład, mógłbyś zobaczyć tropy pociemku. Zresztą musiałem bezwarunkowo wrócić do ciebie, gdyż wiem, jak niecierpliwie oczekiwałeś wiadomości. Pomyśl dalej, w jak krótkim czasie musiałem przebyć wyznaczoną drogę! Zwykły wielbłąd nie przebyłby jej nawet w połowie, i tylko dzięki temu, że dałeś mi swą białą wielbłądzicę, mogłem wywiązać się z zadania, pędząc jak huragan, przez step.
Aha — pomyślałem — tędy go wiedli. Szeik jechał na białej wielbłądzicy, której Ibn Asl zawdzięcza bardzo wiele. Na Wadi el Berd, naprzykład, nie byłby mi z pewnością uszedł, gdyby nie szybkonoga wielbłądzica. Tylko... u licha, wielbłąd, na którym przybył szeik, nie jest wcale białej maści i wygląda, jak każdy inny pospolity hedżin. Czyżby wymienił go gdzie po drodze? Na szczęście, sprawę tę wyjaśnił natychmiast Ibn Asl, mówiąc:
— Gdyby tak ten giaur wiedział, że moja wielbłądzica znajduje się u ciebie zawsze, gdy

37