Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policja jest na moim tropie, muszę jak najprędzej czmychnąć zagranicę. Teraz wie pan wszystko. Dobranoc!
— Dobranoc!
Bankier otworzył furtkę i wypuścił gościa. To był nikt inny, tylko korsarz Landola, wrzekomy kapitan Shaw. Co za spotkanie! Czy Kurt miał skoczyć i rzucić się na niego? Teren nie nadawał się do walki. Landola znajdował się już po tamtej stronie muru. Gdyby się nawet Kurtowi powiodło wyskoczyć i schwytać go, walka nie uszłaby uwagi bankiera. Miałby dosyć czasu, aby zniszczyć, albo gdzie indziej schować niebezpieczne dokumenty. A więc należało raczej poniechać korsarza.
Bankier zamknął za sobą furtkę i wrócił do pawilonu. Bawił tam dłuższy czas; zapewne chował pod zegarem otrzymane dzisiaj papiery.
Wkońcu — była już północ — Wallner wyszedł z domku, zamknął drzwi i opuścił ogród. Chciał udać, że wraca z dworca. Kurt przeskoczył przez mur i poszedł za nim. Bankier minął kilka ulic i zatrzymał się przed trzeciorzędnym zajazdem, którego okna troskliwie obejrzał.
Czy tu nie mieszkał przypadkiem Landola? W jakim bowiem celu Wallner przyglądałby się oknom! Kurt nie miał już potrzeby śledzić bankiera. Przeczekał, dopóki Wallner się nie oddalił, i wszedł do zajazdu, gdzie jeszcze było dość dużo gości. Kazał sobie podać szklankę piwa i zapytał gospodarza, gdy ten przyniósł napój:
— Czy ma pan dzisiaj dużo gości?

52