Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To ja dam antykwarjackie okulary z nosa mistrza Glucka, co komponował wiele sztuk teatralnych. Kosztuje mnie samego cztery talary. Ale oddam łaskawemu panu za dwa, bo łaskawy pan kupił całe ubranie.
— Pięknie! Natychmiast je włożę. Czy można się tu gdzieś przebrać?
— To właśnie w tym interesie można się ubrać i przebrać. Niech łaskawy pan wejdzie w ten kąt; ja już pomogę.
— Czy nie chciałby odkupić tego starego ubrania?
— Aj waj! Co można dać za takie [ła]chy! Obejrzę, a potem dam, ile mogę.
Mimo okrzyku, — aj waj — oczy mu rozbłysły radością. Nie spuszczał oka z Sępiego Dzioba, kiedy ten zaczął się przebierać. Tandeciarz wiedział, że w spodniach tkwią dziesięciotalarówki, chciał się zatem przekonać, czy trapper o nich zapomni.
Sępi Dziób, przebrawszy się w kupiony strój, odsunął nogą stary i zapytał:
— No, jak tam? Kupuje?
Żyd nadstawił ucha. Stwierdził, że [ba]nknoty nie zostały wyjęte.
— Obejrzę te rzeczy — rzekł.
Wziął spodnie; ukradkiem — jak sądził — namacał kieszenie i poczuł, jak zatrzeszczały cenne papiery pod dotknięciem. Było ich ponad dwieście talarów.
Od wielu stuleci w rasie jego rozwinął się zmysł handlu, ponieważ zabroniono jego współplemieńcom zajmować się rzemiosłem. Wskutek tego zmysły i rozum

114