Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do mnie. Mam jego broń. Przeklęty, głupi kawał! Ale łajdak ma język cięty.
— To z więzienia guzik?
— Właściwie powinienem go wsadzić; cóż, kiedy to grubjanin. Lubię uprzejmość i przywykłem do subtelnych form towarzyskich. Dozobaczenia!
— Dozobaczenia! — — —
Wychodząc, kapitan mruczał do siebie pod nosem:
— Tak, dostał swoje, ale... do tysiąca miljonów furgonów beczek piorunów! Wcale dotychczas nie wiedziałem, że mam takie miękkie usposobienie. — —


107