Strona:Karol May - La Péndola.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się oporządzić jako tako. Gdy otworzył drzwi kajuty, usłyszał głos Sternaua:
— Niech pani wejdzie, miss Amy. Chyba nie umrze z radości.
Spojrzał przed siebie i — zobaczył ukochaną, ku której wciąż biegły jego myśli podczas okropnej, ciężkiej niewoli. Chwiejąc się na nogach, zbliżył się do Angielki i zawołał:
— Amy, miss Amy, co za szczęście...
Nie patrzyła ani na jego wychudłą postać, ani na blade, zapadnięte policzki. Widziała tylko blask pięknych oczu. Podając mu rękę, rzekła:
— Alfredzie, nareszcie znowu jesteś wolny.
Padli sobie w ramiona. Wśród zupełnego milczenia znalazły się ich usta i utonęły w nieskończenie długim pocałunku; zapomnieli o wszystkich troskach, o bólach przeżytych w ostatnich czasach. Nagle w pewnej chwili, ręce porucznika zaczęły opadać, twarz okryła się trupią bladością; zamknąwszy oczy, zachwiał się na nogach.
— Alfredzie — zawołała Amy, podtrzymując go co sił. — Co tobie?
— To szczęście mnie oszałamia; jestem jeszcze tak słaby. — westchnął porucznik, nie mogąc chwycić oddechu.
Ciężył teraz Amy bardzo, posadziła go więc ostrożnie w fotelu.
— Odpocznij — rzekła. — Cierpiałeś tyle, nic więc dziwnego, że siły cię opuszczają.
Uklękła, patrząc mu prosto w twarz. Dopiero teraz mogła ujrzeć w całej pełni, jak straszne ślady po-

96