Strona:Karol May - La Péndola.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pirat zorjentował się dopiero teraz, że zlekceważony dotychczas karzełek jest potężnym przeciwnikiem. Ale trudno mu było z nim sobie poradzić, bo armaty przenosiły ponad tę odległość, a przed strzałami karabinowemi załogę jachtu chroniła ściana, ustawiona na pomoście.
Położenie rozbójnika w potrzasku, między jachtem a okrętem kupieckim, nie należało do przyjemnych.
— Schwytać tę przeklętą łupinę — zawołał.
W kilka minut potem ze statku korsarza spuszczono dwie łodzie, które miały jacht zaatakować.
— Pięknie! — zawołał Unger. — Obydwie pójdą pod wodę.
Dawszy kontrparę, Unger stanął sam przy armacie. Właśnie zbliżyła się większa z wysłanych przez Landolę łodzi. Unger wycelował starannie i przyłożył lont. Pocisk trafił w samo dno łodzi, przeszedł wzdłuż i przedziurawił ją na wylot. Większość załogi została rozszarpana, ster połamany na kawałki. Łódź zaczęła tonąć. Reszta załogi skoczyła do morza; druga łódka podpłynęła by ją ratować. Trafny strzał i tę łódź zatopił.
— Dobrze! — wołał Unger. — Zasypać ich kartaczami, by się nie mogli dostać na pokład.
Landola pienił się w bezsilnej furji. Stał przy sterze i krzyczał na całe gardło. —
— Rzucać granaty ręczne! Rozerwiemy na drobnej kawały tę pchłę przeklętą!
Sternau stanął na pokładzie swego jachtu i zawołał:
— Henryku Landola! Witam cię w imieniu Gasparina Cortejo z Rodrigandy.

74