Strona:Karol May - La Péndola.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przynoszę potwierdzenie wczorajszego przypuszczenia. Cortejo jest tutaj.
— Być nie może. Jest u pana?
— Tak; razem z córką.
Lord się uśmiechnął:
— I samych ich pan zostawił?
— Nie. Unger został z nimi. Przychodzę tu z pewną prośbą.
— Słucham, drogi przyjacielu.
— Niech mylord zaprosi ich na śniadanie.
Lord zapytał z ogromnem zdziwieniem:
— Tych ludzi? Czy pan żartuje?
— Ależ nie; mówię serjo. Widzę, że miss Amy dziwi się również mej prośbie, mimo to ponawiam ją.
— Ależ do djabła, dlaczegóż mam ich zaprosić? Ta hołota jest mi tak wstrętna, że nie chcę jej widzieć.
— Muszę zobaczyć, jakie wrażenie sprawi na nich widok Mariana.
— To co innego. Niechże pan w takim razie weźmie Mariana do siebie.
— Nie, mylordzie. Chcę, aby państwo byli świadkami tej sceny.
Lord skinął głową, a widząc, że i Amy zgadza się na prośbę Sternaua, rzekł:
— A więc zgoda. Niech przyjdą na śniadanie.
— Ale ja sam nie mogę ich zaprosić, mylordzie.
— No, no, niech i tak będzie. Postaram się z tego wywiązać.
Sternau wrócił do gości Był teraz zabezpieczony przed niedogodnemu pytaniami, gdyż, ze względu na obecność Ungera, rozmowa przybrała charakter zdawko-

138