Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc sennor Sternau jest tym strzelcem, a Bawole Czoło był jego towarzyszem w wąwozie tygrysim.
Oficerowie wydali okrzyk zdumienia.
— Czy to prawda, sennor Sternau? — zapytał rotmistrz.
— Tak, — potwierdził Sternau — choć wolałbym, by mniej się zajmowano moją osobą.
Verdoja był nie w ciemię bity. Powiedział sobie: — Mariano jest osią tajemnicy; jeżeli ten Władca Skał występuje w jego obronie, musi to być tajemnica wielkiej wagi. — Postanowił więc działać szybko i zapytał:
— Ale dlaczego ta banda upatrzyła sobie właśnie tych trzech sennorów?
— Wytłumaczę to wam — odparł Arbellez.
Zanim jednak zdołał rozpocząć nową opowieść, Sternau ją ukrócił:
— To sprawa prywatna; nie sądzę, aby mogła zainteresować sennora Verdoję. Porzućmy ten temat.
Arbellez przyjął zasłużone napomnienie w milczeniu. Ale rotmistrz nie dawał za wygraną:
— Czy wąwóz tygrysa leży daleko stąd?
— O godzinę drogi — rzekł Sternau.
— Chciałbym zobaczyć to miejsce. Czy byłby pan łaskaw nas tam zaprowadzić, doktorze Sternau?
— Jestem do dyspozycji panów — odparł doktór.
Przez twarz rotmistrza przemknął skurcz zadowolenia, opanował się jednak natychmiast. Sternau, który zwracał uwagę na każdy drobiazg, zauważył, iż na odpowiedź jego rotmistrz uradował się z jakiegoś ukrytego powodu. Stał się więc czujny i podejrzliwy, nie dając oczywiście nic poznać po sobie.

67